O powrocie na białym króliku i paciorkach

pigwa

Ze wspomnień krzaczka porzeczki

O powrocie na białym króliku i paciorkach

W ogrodzie znowu chryja. Nie w naszym, lecz w innym. Ale w tamtym ogrodzie zawsze jest jakaś chryja, a jak przez chwilę nie ma, to zaraz ją zrobią. Bo to taki chryjowy ogród, tamtejsi dwunożni lubią się brać za czuby, tak samo jak lubią mieć w czubie, trącać się czubkami i innych uważać za czubków.

A tamtejsze rośliny mocno na tym cierpią, bo są traktowane po macoszemu albo skracane o głowę, co szczególnie dotyczy wiekowych drzew. Jest to bowiem ogród, w którym dwunożni mają dużo do powiedzenia, zbyt dużo, jak twierdzi renkloda. I jak im się nudzi albo jak im odbije, dodaje często, to tną na potęgę, palą liście, przypiekają martwe fragmenty zwierząt na grillu i nie pozwalają żabom przechodzić na drugą stronę drogi, żeby mogły się rozmnożyć. Renklodzie chodzą często różne robaki po owocach, dlatego widzi i czuje więcej, ale też to, co widzi i czuje, bywa niekiedy zamglone i robaczywe.

O chryi doniósł nam kalafior, który słucha radia w obcych językach i zapycha swój olbrzymi kwiatostan informacjami, które nikomu nie są do niczego potrzebne. Nie podoba się to kalafiorowej, jego żonie, ale nic nie może zrobić, gdyż sama słucha, tyle że nie radia, a kalafiora. Co kalafior powie, jest dla niej mądre i święte. A czego kalafior nie powie i nie wie, to kalafiorowej wisi kalafiorem. Dlatego dobrze się rozumieją i są tak zgodnym stadłem.

A teraz opowiem, jak nam kalafior doniósł o chryi w chryjowym ogrodzie. Wdrapał się na starą skrzynkę pod jabłkach, wciągnął brzuch i ogłosił, że wrócił. Zdziwiliśmy się, gdyż kalafior nigdzie nie wyjeżdżał, dlaczego więc miałby teraz nagle skądś wracać. Gdy mu to zarzuciliśmy, kalafior spojrzał na nas z politowaniem i ogłosił, że przecież to nie on, kalafior, wrócił, tylko ktoś zupełnie inny. Pomyślałem w tym momencie, że mógłby chociaż spróbować wyrażać się trochę jaśniej, bo nie wszyscy nadążają za tokiem jego myśli. Kalafior, jakby czytając w mojej głowie niczym w księdze, zaczął rozjaśniać kwestię powrotu i rzekł donośnym głosem:

— Na króliku okrakiem jechał. Królik był biały i wąsami ruszał. Ten, co jechał, nie miał wąsów, ale w dłoni trzymał czerwoną rzodkiewkę, jako oznakę swej władzy.

Zamarliśmy ze zgrozy. Stara przepowiednia mówiła bowiem o białym króliku z wąsami, który przybędzie z rzodkiewką i będzie sądził, że ma prawo do sądzenia, i zacznie sądzić, a gdy już nic nie zostanie do sądzenia, to wykopie wielką norę i zniknie, zapowiadając, że kiedyś wróci i ponownie będzie sądził, że wolno mu innych sądzić. W wielu ogrodach naszej planety znano tę apokaliptyczną wizję i bano się, że może się ziścić.

Nic jednak ta stara wieszczba nie wspominała o tym, że ktoś ma na rzeczonym białym króliku jechać okrakiem i że to nie królik, tylko ów ktoś, ma dzierżyć rzodkiewkę, a rzodkiewka nie miała być wcale czerwona, tylko biała. Stąd powiało w naszym ogrodzie zgrozą i zaczęliśmy się martwić o ten inny ogród, gdzie chryja goni chryję, bo zjawiło się tam monstrum z nocnych koszmarów dżdżownic rodem.

— I onże to — mówił dalej kalafior — oznajmił, że przybywa z zagranicy, gdzie poznał wiele ważnych głąbów kapuścianych, i że odtąd będzie wszystko dobrze, bo nikt nie będzie już rozdawał, tylko dzielił sprawiedliwie.

Tylko kapusta warzywna głowiasta biła brawo na znak solidarności z zagranicą, ale gdy kalarepa i rzepak, mieszaniec warzywnej z kapustą właściwą, spojrzeli na nią krzywym okiem, zaraz stuliła liście pod siebie i się zamknęła.

Perz wydał z siebie okrzyk przerażenia, bo przypomniało mu się, jak go ostatnio wyrywano z ziemi i dzielono, pomimo że błagał, żeby zostawiono jego kłącza w spokoju. Podobnie do perzu zareagowały konwalie majowe, które wolały być rozdawane niż dzielone, i nie lubiły, jak wszystko było dobrze, gdy taki stan uniemożliwiał im prowadzenie działalności trucicielskiej.

Z zupełnie innego powodu dobył się również głos trwogi z ust pozostałych mieszkańców naszego ogrodu. Wszyscy bowiem wiedzieliśmy, że ten, kto mówi, że chce dobrze, w rzeczywistości ma wszystko gdzieś i tylko czeka, żeby zaczęto rozsypywać po całym ogrodzie trutkę na szczury albo czeka, kiedy wreszcie spadnie kwaśny deszcz.

Nie inaczej mają się sprawy związane ze sprawiedliwym podziałem. Ten, kto stara się go uskutecznić, leje zawsze obficiej wodę i podsypuje więcej kompostu w miejscach, gdzie rosną jego krewni i znajomi, a pozostali muszą obejść się smakiem i siedzieć o suchym pysku. Jak mówi stare ogrodowe przysłowie: każda marchewka ma dwa końce, a sprawiedliwy podział nie ma końca żadnego.

— I przywiózł paciorki, których jeszcze nie zaczął rozdawać, ale powiedział, że niebawem zacznie — zakończył swoje wystąpienie kalafior i chciał zejść ze skrzynki, ale go powstrzymano.

Tłum chciał wiedzieć, co to są paciorki i czy można się nimi najeść. Kalafior nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć, bo go kompletnie zamurowało, ale na szczęście wyręczyła go kalafiorowa. Zgrabnie wskoczyła na prowizoryczną mównicę, chwyciła męża za rękę i rzekła:

— Paciorki należą do spraw ducha, to takie małe pacierze, które odmawia się, jak ktoś chce nawiązać kontakt z chmurami, piorunami, ogniem lub deszczem, i poprosić, żeby coś się zmieniło w jego życiu albo żeby dostać coś za darmo, i to w najbliższej przyszłości. Poza tym paciorek, podobnie jak pacierz, to miara czasu i odległości. Pacierz to około 25 sekund, bo tyle trwa jego odmawianie. Paciorek z kolei to tyle, co dwa mgnienia oka.

— A co z miarą odległości? — próbował wymądrzyć się pytaniem rabarbar.

— Tyle, ile przejdziesz, odmawiając jeden pacierz — odparła rezolutnie kalafiorowa. — A paciorek to połowa żabiego skoku.

— Nie chciałbym przy tym być, jak ten, co przybył okrakiem na białym króliku z czerwoną rzodkiewką w garści, będzie rozdawał te paciorki — oświadczyła żaba, gdyż pomyślała, że kalafiorowa chyba do niej pije. — Po co mi te dwa mgnienia oka, pogaduszki z chmurami i połowa żabiego skoku? Sama, bez niczyjej pomocy potrafię skoczyć o wiele dalej!

Za to swoje wystąpienie żaba dostała od całego ogrodu brawa na stojąco, co nie było jednak żadnym specjalnym wyróżnieniem, gdyż i tak wszyscy przez cały czas stali.

Tylko rabarbar przykucnął podczas owacji, gdyż się wściekał, że tego dnia nawet żaba okazała się być od niego mądrzejsza. Postanowił się zemścić i po południu zamówił w chryjowym ogrodzie dla siebie paciorki.

— Jak przyjdą, to dopiero będziecie się mieli wszyscy z pyszna! — krzyknął po zachodzie słońca.

— A jak nie przyjdą? — odkrzyknęła kalafiorowa krótko przed północą.

Jak to dobrze, że w naszym ogrodzie czas biegnie inaczej. I nie napastują nas dwunożni dosiadający białych królików.

© Dariusz Muszer