Dziewczyna i powietrze
Od lasu zaszła całkiem nowa dziewczyna
nie pokątnie
tylko prosto, po schodach, i rynek, idzie
a doskoczył pies: Hau hau hau, kobieta
powąchał, ale od razu przestał
Całkiem nowa dziewczyna nie wydychała
trzymała w płucach swoje powietrze
stamtąd
Jeden ukłon, buty pięta w piętę, złożył
i rękę bierze, do ust ciągnie
Nie dam, mówi, parasola sama za rączkę
torbę też umiem trzymać prosto
i nieciężka wcale, i nie za duża, zwykła
o dom, mówi, tam mieszkać będę
Na progu krople farby od wczoraj
Wszyscy przyszli, bruneci, blondyni, szatyni, zobaczyć
przed oknem chłopy od małego do dużego rosną
jak kolby pałek bagiennych w spodniach
a całkiem nowa dziewczyna tańczy w otwartej szybie
czemu naga w niebieskich żyłkach nóg
czemu pod żarówką w bieli klosza
czemu piersi wciska w żebra, stroszy brzuch pięściami
czemu włosy kręcą raz dwa trzy, raz dwa trzy
i tak tydzień bez soboty, bez wytchnienia
Stali; a jutro nowy rok będzie
Aż oczy w kolana niemowlęcia pulchne
i w śluzie jak trzy miesiące życia
o północy na drewnianą podłogę wypadły
A ona jeszcze tańczyła
Mróz zajął się swoją żoną dopiero o świcie
I nieśli powietrze w nabrzmiałych piersiach
całkiem nowej dziewczyny od lasu
w puszce bez wihajstra do otwierania
za miasto przez biel długich cieni południa
bo nie chciała go wypuścić
swojego, stamtąd
i dlatego za miasto
dlatego za mur
za mleko styczniowej matki powietrza
z tomu „Dzieci krótszej nogi Syzyfa”