Efraim, krawiec

Dzieci krótszej nogi Syzyfa - Dariusz Muszer

​Efraim, krawiec

 

Szył swój garnitur przez pół wieku z górą
nie krócej, i dobrze się wyszykował
Pamiętał o suknie, by czarne, holenderskie było
ramiona watowane, szerokie jak ława w chederze
Nie chciał być za chudy i ciągle zgięty
Podszewka prążkowana, kamizelka, guziki na nóżce

A stary singer tak stukał i stukał
za solidnymi drzwiami w suterenie
zagłuszał pojedyncze życie Efraima, krawca
by nie zdążył pomyśleć nawet
by nie zdążył chcieć wszystkiego zostawić

Dotykał kobiety i zawsze przez materiał
wtedy były najbardziej gładkie i takie bliskie
Szybko odsuwały biodra od pokłutych palców
i zębów śmierdzących porannym czosnkiem

Gdy wychodziły, długo pieścił drewnianego manekina
i mówił: Dziś znowu miała czarną halkę bez koronki
różowy biustonosz, czy zauważyłeś Jaszo, Jakubie

O czwartej po południu położył się na chwilę
zdążył zapytać: Czemu nie dałeś mi skończyć, Szaddaj

A już igła zszywała kawałki powietrza w nic