Baśnie norweskie (7) – Wynocha ze stołu, ale już!

Wynocha ze stołu, ale już!

Pewien chłopak ruszył w zaloty, a działo się to w odległej dolinie. Ludzie, u których się zjawił, byli staromodni. Mieszkali w chacie z otwartym paleniskiem, z którego dym uchodził przez otwór w szczycie pod kalenicą. Tą samą drogą wpadało również do środka światło. Była tam córka na wydaniu, tak cudowna, że jak świat długi i szeroki o niej opowiadano. Miała jednak pewną wadę.

Zalotnika przyjęto gościnnie. Nakryto do stołu, postawiono placki i chleb, szynkę i kaszę na śmietanie, a nawet spory kawałek masła. Niespodzianie okazało się, że jakaś część ubrania ma dziurę i trzeba ją szybko zaszyć. Do tego potrzebna była igła, ale nie mogli żadnej znaleźć. Wtedy gospodyni powiedziała:

– Chodź, córeczko, ty też poszukaj, masz takie dobre oczy!

Dziewczyna szukała i szukała, pod spodem i na wierzchu, aż w końcu spojrzała w górę na dymnik.

– Tam siedzi – rzekła. – Całkiem wysoko, w środku.

Nikt z obecnych nie dostrzegł jednak igły do szycia w dymniku.

Nie znaczy to, że jej tam nie było. Ściągnięto igłę i załatano dziurę. Wszystko wróciło do porządku, a dziewczyna przechadzała się dumnie po glinianym klepisku.

Ludzie ci trzymali w chacie żółtobrązowego kota. Dziewczyna myślała, że kot siedzi na stole, był to jednak tylko kawał masła. Złapała za masło, walnęła nim o ścianę, krzycząc:

– Wynocha ze stołu, ale już!

Była to bowiem dziewczyna, która miała dobre… oczy!

© Dariusz Muszer