Niebezpieczna szpara

Krzaczek zima

Kiedyś, w okolicach Bożego Narodzenia, pewien człowiek podróżował, i w Wigilię dotarł do chaty, w której poprosił o nocleg. Ludzie, którzy tam mieszkali, powiedzieli jednak:

Wielkie nieba, samiśmy w ogromnym kłopocie i musimy zatrzymać się u sąsiada, boć w noc Bożego Narodzenia przybywa zawsze w nasze progi diabeł we własnej postaci.

Podróżny odrzekł, że rzecz nie nagli, ale jeśli mu pozwolą się ostać, już on da sobie radę z paskudnikiem. I następnie zległ, aby odetchnąć ździebko. Ale już po chwili rozległ się łomot, zatrzęsły się ściany domostwa i wleciał Zły, a wtedy co rychlej zaczęli grać ze sobą w karty. Grali tak długo, jak palił się świąteczny ogień, a wędrowiec wygrał sporo pieniędzy, bo na najlepszych kartach postawił krzyżyki, żeby Zły nie mógł zdobyć nad nimi władzy. Ale gdy ognisko się wypaliło, gra dobiegła końca, ponieważ w ciemnościach nie dało się już odróżnić kart.

Musimy pójść i narąbać drewna – ogłosił mężczyzna – cobyśmy z rana mieli krztynę światła i mogli rozpalić ogień.

Tak, diabeł się z nim zgodził, i mężczyzna wybrał krzywą jodłową kłodę, pełną sęków, którą przytaszczyli wspólnie.

No to do roboty! – rzekł podróżny i uderzył siekierą w kłodę, a następnie wbił w nią klina.

Ale kłoda, jak już wspominałem, była krzywa i sękata; wprawdzie dobrze się rozszczepiła, tworząc obszerną szparę, ale nie chciała dać się rozłupać, choć mężczyzna obracał siekierą to w jedną, to w drugą stronę.

Powiadają o tobie, żeś silny – rzekł w końcu do diabła – ale, po mojemu, to w tobie jest mniej krzepy niźli w moim kocie. Jeśliś naprawdę mocny, spluń w swoje graby i wbij je w tę tu szparę, a wtedy zobaczę, do czegoś ty zdolny.

No i Zły zrobił, co mu kazano: wbił się pazurami w szparę i wysilał się, jak tylko mógł, i stękał, ale w tym samym momencie mężczyzna wybił klina i diabeł znalazł się w potrzasku. Następnie podróżny zatańczył, jak przystało, siekierą na jego grzbiecie. Zły błagał i zaklinał, żeby go wypuścił, ale mężczyzna nie chciał na to przystać, dopóki diabeł nie przyrzekł, że już nigdy więcej nie przyjdzie do tego gospodarstwa i nie będzie dokazywał. Ponadto w stronach rodzinnych mężczyzny, nieopodal jego domu, znajdował się bród prowadzący przez szalejącą i groźną rzekę, w której nierzadko tonęli ludzie i przez którą on sam również musiał często się przeprawiać; na tejże rzece diabeł miał pobudować most, aby można było tamtędy bezpiecznie przechodzić o każdej porze roku.

Diabeł uznał, że postawiono mu twarde warunki, bo zawsze udawało mu się tę czy inną duszę tam złowić. Nic jednak nie mógł poradzić: jeśli chciał odzyskać wolność, musiał obiecać, czego od niego żądano. Nalegał tylko, że gdy most będzie gotowy, dostanie pierwszą duszę, która przez niego przejdzie; to miało być jedno jedyne myto mostowe, jakie wolno mu było pobrać.

Pewnej niedzieli most stał jak się patrzy, a Zły czaił się na nim, aby pobrać umówione myto. Ale kiedy mężczyzna zobaczył to ze swojej zagrody, natychmiast osiodłał konia i posadziwszy żonę na siodle przed sobą, wjechał pędem na most, aż zadudniło.

E, co jest?! – zawołał diabeł. – Czyś to ty?! Gdzie jest moja opłata za most?! Gdzie masz obiecaną duszę?!

Mężczyzna dłużej nie zwlekał, podniósł spódnicę żony i pokazał diabłu jej szparę.

No nie! – zawołał Zły. – Do jednej dziury udało ci się mnie wsadzić, na tę drugą nie dam się już namówić.

Oryginał: Peter Christen Asbjørnsen
Spolszczenie: Dariusz Muszer