Baśnie norweskie (4) – Klucz od spichlerza w kądzieli

Klucz od spichlerza w kądzieli

Był sobie pewien bogaty syn chłopski, który wyruszył na poszukiwanie narzeczonej. Usłyszał o takiej jednej – miłej, ładnej dziewczynie, co potrafiła zająć się zarówno domem, jak i były zręczna w kuchni.

Tam też się udał, gdyż takiej dziewczyny właśnie potrzebował. Ludzie z gospodarstwa zorientowali się naturalnie od razu, po co przyszedł, poprosili więc, żeby usiadł na ławie i rozmawiali z nim, jak to jest w zwyczaju, a ponadto podali mu coś do picia, podczas gdy sami przygotowywali jedzenie i to wchodzili, to wychodzili z pokoju. Zalotnik miał zatem czas, żeby się trochę rozejrzeć i zauważył, że w jednym rogu stał kołowrotek z kądzielą pełną lnianych włókien.

– A kto tu u was przędzie na kołowrotku? – zapytał chłopak.

– Och, nasza córka, któż by inny! – odparła gospodyni.

– Coś dużo tutaj tego lnu – rzekł chłopak. – Na pewno spędzi więcej niż jeden dzień na przędzeniu tego, prawda?

– O nie – odparła gospodyni – da sobie radę w jednym, a może nawet zrobi to szybciej.

Chłopak pomyślał, że jeszcze nigdy nie słyszał, żeby ktoś w jeden dzień był w stanie tyle uprząść.

Lecz gdy zaczęto wnosić jedzenie, w pewnej chwili wszyscy wyszli i chłopak został sam w pomieszczeniu. I wtedy zobaczył wielki, stary klucz leżący na parapecie. Wziął go i wsadził głęboko w pęk lnianych włókien na kądzieli. Potem jedli i pili i byli radośni, a kiedy chłopak uznał, że zabawił tam wystarczająco długo, podziękował i powiedział, że musi już iść. Poprosili go, aby niebawem odwiedził ich znowu, a on obiecał, że tak właśnie zrobi. Nie poruszył jednak sprawy, z którą do nich przyszedł, choć dziewczyna bardzo mu się podobała.

Po długim czasie zjawił się ponownie w gospodarstwie i przyjęto go nawet lepiej niż za pierwszym razem. Jak tak rozmawiali ze sobą, gospodyni powiedziała:

– Wiesz co, kiedy tu byłeś ostatnio, wydarzyło się coś naprawdę dziwnego: zniknął nam klucz do spichlerza i od tego czasu nigdzie nie możemy go znaleźć.

Wtedy chłopak podszedł do kołowrotka i wsadził rękę w kądziel, gdzie było wciąż tyle samo lnu, co podczas jego poprzedniej wizyty.

– Oto klucz – rzekł i dodał jeszcze:

Kto od św. Michała do Wielkanocy nie przędzie,

Ten nie poznał pracy, i bogaty też nigdy nie będzie.

Po czym pożegnał się i również tym razem ani słowem nie wspomniał o swojej sprawie.

© Dariusz Muszer