Dariusz Muszer, urodzony w 1959 roku na Ziemi Lubuskiej, należy w Niemczech do grona tych autorów, którzy tworzą w dwóch językach. W Europie Zachodniej nie jest to ani nic nowego, ani szczególnego, niemniej jednak w Niemczech, pisarze-imigranci od prawie półwiecza już piszą głównie w języku niemieckim.
Trzeba jednak powiedzieć, że Muszer, również w Polsce, jest pisarzem dość wyjątkowym i osobliwą postacią. Po pierwsze dlatego, że sam tłumaczy na język polski własne, opublikowane wcześniej w Niemczech, niemieckojęzyczne powieści, a po drugie też z tego powodu, że trudno jest go włożyć do jakiejś konkretnej szuflady, ponieważ Muszer to nie tylko polski lub niemieckojęzyczny pisarz-emigrant czy też autor groteskowo-utopijnych powieści. W swojej twórczości uwielbia zmieniać tożsamości, bawić się stereotypami, podważać ogólnie przyjęte zasady, a nawet prawdy.
Niemiecki debiut Muszera to czarująca i groteskowa powieść Wolność pachnie wanilią z 1999, która po latach doczekała się także polskiego tłumaczenia, oczywiście w wykonaniu samego autora. To opowieść o wschodnioeuropejskim seryjnym mordercy Naletniku – postaci rodem z łotrzykowskiej powieści –, która mimo swej ponurej profesji wzbudza sympatię czytelnika. Powieść ta stała się dość szybko „perełką literatury” pisanej przez imigrantów. W recenzji opublikowanej w Die Zeit, Martin Ahrends stwierdza, jak „nieznośna potrafi być wolność”, gdy „wyjątkowo dorodny egzemplarz lizusa wpadnie w nią jak śliwka w kompot”. Arendtowi udało się trafić w sedno sprawy, ponieważ wolność jest jednym z najważniejszych tematów w twórczości Muszera, ale nie tylko – również w jego biografii.
Polskę opuścił pod koniec lat osiemdziesiątych. W ten sposób udało mu się uniknąć kary więzienia za swoją krytyczną postawę wobec komunistycznego reżimu w wykonaniu peerelowskim, czemu dawał wyraz od wczesnych lat osiemdziesiątych w swoich publikacjach, przede wszystkim w poezji, a z biegiem czasu również w prozie i w esejach. Ale Muszer – mówiąc kolokwialnie – zawsze miał niewyparzoną gębę, więc to nie tylko jego publikacje przyczyniły się do podjęcia decyzji o wyjeździe z kraju. Nie był, nawiasem mówiąc, znanym działaczem Solidarności lub dysydentem, choć w 1981 roku brał udział w strajkach studenckich na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie ukończył prawo. Udział w strajku studenckim zamknął mu jednakże drogę do kariery w wymiarze sprawiedliwości.
Po studiach niezmiennie był „nie na rękę” władzy komunistycznej. W dalszym ciągu mówił i pisał to, co uważał za konieczne, nazywając rzeczy po imieniu, żyjąc i pracując w tym czasie na lubuskiej prowincji. Warto tutaj wspomnieć, że Dariusz Muszer był jednym z pierwszych odkrywców talentu aktorskiego cenionego dziś Jacka Braciaka, który na deskach Ochotniczego Teatru Ad1 w Strzelcach Krajeńskich zaczynał swoją aktorską przygodę. Zarówno teatr ten, jak i Dom Kultury był wtedy miejscem pracy Dariusza Muszera, instruktora teatralnego. W 1988 roku osiedlił się w Hanowerze i można stwierdzić, że od tamtej pory pisarz prowadzi jakby podwójne życie, tworząc w dwóch językach: w języku niemieckim swoje książki utopijne, których akcja rozgrywa się zawsze w Hanowerze, a po polsku powieści i opowiadania, często związane z Ziemią Lubuską, jak również właśnie z miastem Hanower. Nie lubi być określany „emigrantem”, choć jego dzieło filolodzy po obu stronach Odry i Nysy zaliczają do literatury emigracyjnej. Last but not least jest Muszer tłumaczem nie tylko niemieckojęzycznych autorów, ale również baśni norweskich.
Pole Czaszek, jego ostatnia i zarazem czwarta powieść niemiecka z 2015 roku, ukazała się właśnie w szczecińskim wydawnictwie Forma, jak zazwyczaj w tłumaczeniu własnym autora.
To kolejna książka Muszera zajmująca się problemem wolności indiwiduum. Jest ona swoistą parabolą biorącą na muszkę naszą współczesną epokę z jej całą hipokryzją jak i z jej tragediami – zawinionymi przez nas samych. Pole Czaszek to na pierwszy rzut oka utopijna powieść science fiction, jakby wyszła spod pióra Lema, zawierająca jednocześnie pewną dawkę fantasy. Jednak Muszer nie nazywałby się Muszerem, gdyby nie próbował wyprowadzić swego czytelnika na manowce: ten sztywny gorset gatunku literackiego jest tak naprawdę atrapą, autor stwarza tylko taką iluzję, ba, Muszer idzie nawet o krok dalej. Jego książka opowiadająca w zajmujący sposób – jak na powieść przygodową przystało – o perypetiach różnych ras zamieszkujących paralelną Ziemię w „multiwersum” jest w rzeczywistości – co zdradza już sam tytuł – opowieścią o naszych ziemskich polach czaszek, a tym sam o znanych nam wszystkim obozach koncentracyjnych, gułagach i wszelkich innych miejscach kaźni XX-go wieku.
Jest to więc opowieść o tragedii, która nie powinna się nigdy wydarzyć i która jest w dodatku przerażającym wytworem przegranych utopii i ideologii, bo to one właśnie stworzyły ten koszmar na Ziemi.
Przede wszystkim trzeba jednak przyznać bez żadnego cienia wątpliwości, że Muszer jest wyśmienitym opowiadaczem historyjek, tych dużych i małych, tak więc Pole Czaszek to opowieść o Triglahnie i Kalongu, dwóch wiecznych wrogach i rywalach, którzy na paralelnej Ziemi toczą ze sobą prywatną wojnę. Kim są ci zwaśnieni wojownicy? Triglahn to krwiożerczy kapitan rządzącej i morderczej Unii (sic!), a Kalong występuje w roli dobroczynnego outsidera – mamy więc do czynienia z klasyczną dramaturgią, jak w westernie. Ich post-apokaliptyczny świat, w którym dzień w dzień udaje im się przeżyć tylko dzięki ich własnemu sprytowi, a w sumie cwaniactwu, przypomina do złudzenia serię filmów Mad Max. I tutaj wkracza Muszer taki, jakiego znamy już z jego poprzednich książek: autor Pola Czaszek warzy nam wybuchową mieszankę ze Star Wars, Star Trek, Mad Maxa oraz z Galapagos Kurta Vonneguta jak i utopijnych powieści Shikasta i The Sirian Experiments Doris Lessing, które nawiasem mówiąc, nie doczekały się jeszcze tłumaczenia na język polski, choć noblistka z 2007 roku uważała je za najważniejsze w swoim dorobku literackim.
Mimo tej wybuchowej mieszanki, Triglahn i Kalong okazują się być całkiem ziemskimi osobnikami, ze wszystkimi swoimi ludzkimi słabościami, ze swoją tęsknotą za wolnością, ze swoimi wyobrażeniami o moralności, która w czasach konfliktów zbrojnych cierpi z powodu relatywizmu wynikającego z posunięć bezwzględnego zła. A ich paralelna Ziemia, na której obaj protagoniści działają według swoich własnych wyobrażeń o wolności, jest także domem dla licznych obcych istot, jakie tylko można napotkać w „multiwersum”, przy czym ich głównym zadaniem jest uratowanie własnego plemiona przed wymarciem.
Pojawia się więc w powieści Muszera cała paleta egzotycznych postaci: kanibale, czyli tak zwani „Rzeźnicy” morderczej Unii; „Lunacy”, czyli przybysze z księżyca; „Kopacze” z „Pola Czaszek”, którzy produkują mąkę z kości; „Pomiędzyni”, czyli humanoidalne roboty, a także „Strażnicy Multiwersum” zarządzający mieszkańcami różnych planet w taki sposób, żeby mogli rozwijać się odpowiednio do osiągniętego stopnia kultury i świadomości. Kalong i jego syn pracują też na polu i wraz z innymi „Kopaczami”, wygrzebując szkielety byłych ofiar z dawno już zapomnianego obozu …
Lecz to, co czyni tę powieść naprawdę fascynującą, to przede wszystkim pedantycznie wręcz dopracowane charaktery głównych postaci, a każda z nich wnosi dodatkowo do fabuły swoją „ciemną przeszłość”, co uwiarygadnia jeszcze wyraźniej ich postępowanie. Jest też w powieści jeden ważny wątek, który sprawia, że czyta się ją, również z tego powodu, chętnie: chodzi o historię miłosną Kalonga i Livi, którą to powieściowy outsider ratuje z morderczych rąk kapitana Triglahna i jego braci „Rzeźników”. I na całe szczęście miłość ta nie wyciska łez z oczu wielbicieli powieści fantasy: wręcz przeciwnie, miłość Kalonga i Livi trzyma psychologicznie w ryzach całą fabułę, gdyż jest ona w tych post-apokaliptycznych czasach jedyną nadzieją na lepszą przyszłość.
Zadajemy więc sobie po lekturze powieści Muszera następujące pytanie: czy chcielibyśmy żyć na paralelnej Ziemi w „multiwersum”? Nie, oczywiście, że nie. Niemniej jednak właśnie to pytanie musimy sobie zadać na naszej Ziemi: czy chcemy żyć na takiej planecie, którą, jak sugeruje Pole Czaszek, w każdej chwili możemy zamienić w inferno. Dlatego tę cudownie zwariowaną i absurdalną powieść Muszera posiadającą w dodatku wysokie walory rozrywkowo-czytelnicze trzeba rozumieć w pierwszej kolejności jako przestrogę dla ludzkości, która dzień w dzień igra z ogniem, chociaż ma tylko jedno zadanie do spełnienia – stworzenie humanitarnej utopii, w której nie będzie już miejsca dla obozów koncentracyjnych i broni masowego rażenia. Tak więc Dariusz Muszer jest moralistą par excellence, którego bez kozery należy zaliczyć do tych „dobrych”, ponieważ – jak twierdzi sam polski pisarz emigrant – wolność jest naszym najcenniejszym dobrem i dlatego musimy jej za wszelką cenę bronić.
Dariusz Muszer, Pole Czaszek, powieść, Wydawnictwo Forma Szczecin, Bezrzecze 2017, 320 str., ISBN 978-83-65778-14-7, wydanie 1 w języku polskim, rok wydania niemieckiego: 2015
Pierwodruk: Rzeczpospolita, 28.12.2017