Ludziojad

LudziojadDariusz Muszer
Ludziojad
powieść

Projekt okładki: Yngwarr Aptrgoengumenn
Grafika na okładce: Marek Benczewski
Archipel Verlag
Hannover 1993

Nakład wyczerpany

 

 


Zwischen den Linien. Eine polnische AnthologieTrzy początkowe rozdziały „Ludziojada” („Der Menschenesser”) opublikowane zostały po niemiecku w antologii „Zwischen den Linien. Eine polnische Anthologie” (Postskriptum Verlag 1996, Hannover, str. 154-169) w tłumaczneniu Henryka Bereski i Evy Tietz.

Głosy krytyki:

Wspaniały, ironiczny i opanowany jest język tego Dariusza Muszera.
Henryk Bereska, Posłowie do: Zwischen den Linien. Eine polnische Anthologie

“Ludziojad” to powieść w konwencji łotrzykowskiej – przygodowa, brawurowa, nonszalancka, z charakterystycznym humorem i dystansem podmiotu do innych i do siebie. Styl jej mocno jest zanurzony w stylistyce Gombrowicza – kpina, hiperbola językowa, powtórzenia, ironia, etc.
Związki z problematyką Gombrowicza też istnieją, choś w węższym zakresie. Podobny jest obrazoburczy stosunek do bogoojczyźnianych obsesji. Gombrowiczowska “kupa” u Muszera idzie na żywioł. “Ludziojad” to busz, obficie zasadzony w twórczej ekstazie.
Ewa Borkowska, TOPOS

“Ludziojad” jest powieścią o spotkaniu nieznanych światów. Kiedy uprowadzony z PGR-u samolot do rozsiewania nawozów ląduje na pustyni, musi oczywiście spotkać ludożerców obwieszonych naszyjnikami z ludzkich piszczeli i posługujących się językiem złożonym wyłącznie ze słowa “chrum”, a później obdarzone ognistym temperamentem Amazonki (jedna z nich nosi typowo “tubylcze” imię Umma-Gumma) w wiadomych celach uprowadzają mężczyzn. Nieuniknione jest też pojawienie się łowców niewolników – ale o tym później. Na razie bohater – jak na białego człowieka przystało – ma do wypełnienia “misję cywilizacyjną” wobec “tubylców”. Ponieważ jednak jest to biały człowiek przybyły z państwa o nazwie PRL, rozpoczyna tę misję od integrowania ich (czy może kształtowania jedności moralno-politycznej?) przy pomocy pieśni masowych z “Międzynarodówką” na czele, a następnie wprowadza reglamentację (najpierw dzid bojowych, potem ludzkiego mięsa z kotła).
Za sprawą łowcy niewolników bohater-narrator trafia w końcu do zupełnie innego świata, reprezentowanego przez jego nabywcę, farmera Franka Angera, który “rano mówił tak raczej z niemiecka, w południe z francuska, a po południu tak jakby z angielska”.
Polskość wlecze się za bohaterem w dwóch postaciach: w formie stereotypów, poprzez które postrzega nieznaną rzeczywistość, i w jego języku. Często co wypowiedć, to strawestowany cytat – od krakowiaków i “szła dzieweczka do laseczka”, poprzez trzech wieszczów i Żeromskiego aż po zbitki słowne z “Trybuny Ludu”. Bohater Muszera szarpie się z cyłym tym przytarganym znad Wisły bagażem po gombowiczowsku, ale z większą dezynwolturą, bardziej na wesoło – bawiąc się słowami, cytatami, stereotypami jak żongler kulkami.
A.Grabowski, St. Truchan, SZANSA i TY