Katarzyna Bereta: Komiczna historia poplątanego życia faceta

Wolność pachnie wanilią„Wolność pachnie wanilią” Dariusza Muszera to powieść z kręgu literatury poszukującej wytłumaczenia stosunków polsko-niemieckich i polsko-żydowskich, wyjaśnienia istniejących oficjalnie i nieoficjalnie zaszłości, nieporozumień, a nawet wrogości czy wręcz nienawiści. Klamrą spinającą te trzy światy kulturowo-historyczne jest czwarta grupa etniczna – Łużyczanie.

Naletnik, czyli główny bohater, jako Łużyczanin o korzeniach polsko-niemiecko-żydowskich stanowi dla czytelnika źródło informacji o zawiłych relacjach pomiędzy poszczególnymi odnogami tychże korzeni. Jest swego rodzaju polem, na którym toczy się bitwa genów, kultur, mentalności, świadomości historycznej i przynależności obszarowej. I być może z faktu, iż wygrana którejkolwiek ze stron stanowiłaby przyczynek do podjęcia burzliwej dyskusji medialno-politycznej w którymś z krajów, w którym przeczytana zostałaby wzmiankowana książka, zaważył na dołączeniu przez Autora jeszcze jednego pochodzenia Naletnika. Jako Mieszkaniec Kosmosu, który przypadkiem tylko został zrzucony na ten poplątany kawałek Ziemi, a którego prawdziwym przeznaczeniem były narodziny w Svingen w Norwegii, nie może obrazić nikogo ze swoich przypadkowych pobratymców, czy to polskich, czy żydowskich, czy niemieckich. Rozwiązaniem zatem kwestii wszelkich kłótni powyższych narodowości, jak i kwestii pochodzenia Naletnika i jemu podobnych jest dopuszczenie do świadomości istnienia alternatywy w postaci desantu z Kosmosu, co tu powiedzieć, czasami nieudanego. Być może także z powodu tego chybionego desantu zaistniały w przeszłości i trwają do dzisiaj waśnie pomiędzy Polakami, Żydami i Niemcami. Może to wina Upierzonych, którzy zrzucili obok siebie niewłaściwych ludzi i kazali im nauczyć się żyć razem, choć było to z góry niemożliwe.

„Wolność pachnie wanilią” to jednakże nie jakaś wielka epopeja tych trzech narodowości, nie gloryfikacja lub poniżanie którejkolwiek z nich. To po prostu komiczna historia poplątanego życia faceta, który swoim nieokrzesaniem, dosadnością wypowiedzi, chamskimi wręcz zachowaniami wobec żony momentami budzi w czytelniku najgorsze uczucia. Równocześnie jednak mówi nam wiele o nas samych, o naszym stosunku do innych nacji, o ciągłym napiętnowaniu naszej świadomości przez peerelowską przeszłość, o naleciałościach z tamtych czasów oraz o naszej wielkiej, narodowej specjalności – totalnym wykorzenieniu, które pozwala na swobodną emigrację, na plucie na własną Ojczyznę, gdy coś mi osobiście nie pasuje i na wieczne narzekanie, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, że tylko nad nami pada deszcz, podczas gdy gdzie indziej świeci rajskie słońce.

Gorąco polecam książkę Muszera, szczególnie tym wszystkim, którym wydaje się, że wolność pachnie wanilią, proszkiem Persil i banknotami euro, że nie kosztuje wysiłku zmierzenia się ze swoim pochodzeniem, ze zmitologizowaną w dużej mierze przeszłością, że przychodzi łatwo, lekko i przyjemnie wraz z ucieczką spod tego kawałka nieba, pod którym przyszło nam akuratnie żyć. Póki co, mózgu i genów nikt nie przeszczepia, a zatem zabieramy ze sobą cały ten balast, który nam ciążył. Zabieramy nasze problemy, korzenie, mentalność, świadomość, zmieniamy tylko punkt na Ziemi, ale czy punkt widzenia…? Na te i inne pytania jeszcze raz polecam lekturę Muszera.

Internetowe Imperium Książki, 23.09.2009
© Katarzyna Bereta